
Kilka słów o Natule – czyli kto za tym stoi i dlaczego :) ?
Być może jeszcze nie miałaś/miałeś okazji zapoznać się bliżej ze mną – czyli Joanną – twórczynią tego natulowego świata 🙂
Zapraszam Cię oczywiście do zajrzenia na stronę „O Natule” – tam w punktach jest opisane co i jak w Natule „piszczy”.
Jednak w tym wpisie pragnę się z Tobą podzielić kim jestem i czym jest Natule, trochę bardziej obszerniej.
Więc jeśli Cię to ciekawi – zapraszam do lektury.
Natule powstało wiele lat temu. Jak dobrze sięgam pamięcią to około 7.
Nazwa „natule” zrodziła mi się w głowie po pewnym burzliwym procesie myślowym, w którym próbowałam ze starej nazwy (Duszplaneta) wyciągnąć esencję i wymyślić lub znaleźć (ale raczej wymyślić 😉 ) jakieś słowo, które odzwierciedlało by najlepiej to, co chciałam wówczas przekazać i czym chciałam się dzielić z Czytelnikami Bloga i moimi Fanami w mediach społecznościowych.
W myślach krążyły mi nieustannie słowa „naturalnie”, „z duszą”, „z pasją”, „niezwykłe”, „z sercem” czy „do tulenia”…
I tak z dwóch spośród wyżej wspomnianych słów stworzyłam nazwę „natule” – jak się łatwo można domyślić, łączącej słowo utulenie i naturalność 🙂
Natule = naturalne utulenie
Tym właśnie chciałam się dzielić, przekazywać i pokazywać sposoby, w jakie można się naturą „otulać” 🙂 Sama będąc wówczas w dość mocnym naturalnym utuleniu 🙂 Zanim powstało Natule, jak już wspomniałam, moja strona nazywała się Duszplaneta 🙂 A domenę wraz z hostingiem na pierwszy okres działania dostałam w prezencie od mojej przyjaciółki Ani (która dziś – swoją drogą dalej pomaga innym i działa prężnie jako on-line trenerka osobista dla kobiet po 30 roku życia- jeśli masz ochotę możesz odwiedzić Jej stronę na FB). Jednak uznałam, że ta nazwa nie do końca przystaje do moich działań.
Myślę, że „natule” stało się dobrym wyborem. A z czasem okazało się, że w moim warsztacie i w życiu zawitały na szerszą skalę pszczoły wraz z tym co mogą dać człowiekowi (poza użądleniami 😉 ) i Natule zyskało trochę inny wymiar, wpasowując się członem słowa „ule” w aktualny z resztą do dziś zakres natulowych działań 🙂
Taka jest pokrótce historia nazwy mojej marki, za którą stoję głównie ja – Joanna Bednarz – Legniczanka z urodzenia. Obecnie mieszkająca w uroczym miasteczku pod Warszawą.
Dlaczego ta nazwa jest taka przytulankowa? I jak ma się do tego pszczoła 🙂
Nazwa Natule jakoś najbardziej odzwierciedlała moje zamiary i zakres działań, które z pasją wykonywałam i którymi bardzo chciałam się dzielić. Nie żebym zaraz do wszystkiego się tuliła – zwłaszcza do pszczół, od których nadal, pomimo bycia żoną pszczelarza, uciekam z niecichym krzykiem „ratunku” 🙂 Ale to był czas, kiedy wkręciłam się bardzo w tworzenie receptur naturalnych kosmetyków, zbieranie ziół i ich przetwarzanie.
Otulałam się pełna radości i nadziei zapachami oraz fakturami natury. Nosiłam nagminnie bawełniane i lniane kiecki w kwiaty i wełniane gryzące swetry, chowając głęboko na spód szafy ciepłe praktyczne polary. Wyrzuciłam wszystkie nieskórzane buty i stąpałam po ogrodzie boso, ba nawet nie tylko po ogrodzie, bo biegałam też boso w terenie. Nie używałam kupnych kosmetyków, jadłam w stylu paleo i na potęgę przetwarzałam zioła zbierane w okolicy. Czerpałam garściami z natury, przetwarzając jej dobra i ciesząc się tym, co mi z tego przetwarzania wychodziło (czyli kremy, ekstrakty, jedzenie). To był ciekawy czas mojego życia, odrobinę odrealniony, ale pewnie potrzebny mi do czegoś 🙂
Jak się potem okazało, moje pomysły na kosmetyki – niezwykłe receptury natule o prostych składach z przeważającą zawartością tłuszczy zwierzęcych, stały się dla wielu moich Czytelników równie niezwykłe i skuteczne co dla mnie. Ratowały wrażliwą cerę, dawały ukojenie atopowej i podrażnionej skórze, nie tylko dzieciaków. Wiele osób z korzyścią korzystało z moich przepisów i korzysta z nich nadal, także i często dlatego, że inne kosmetyki im nie służą.
Tworzyłam wówczas bardzo dużo receptur. Będąc na fali 🙂 Efektem tego okresu jest dość spory zbiór przepisów na naturalne mazidła – które znajdziesz na Blogu. Możesz je znaleźć zebrane na tej stronie lub używając lupki wyszukać po słowach kluczowych (możesz też użyć tagów z bloga, po rozwinięciu panelu bocznego po lewej stronie witryny).
Moje natule receptury kosmetyków naturalnych niosły ukojenie nie tylko mojej skórze
Jestem z tych receptur dumna i przepełnia mnie szczęście, że mogłam i mogę swoją kreatywnością i wykorzystywaniem zdobywanej przez lata wiedzy, pomagać innym, dając im pożyteczne i dobre rozwiązania. Będzie mi miło jeśli i Ty postanowisz z nich skorzystać – o ile oczywiście masz taką potrzebę.
Pamiętam, ze jako dziecko chciałam być lekarzem, chciałam być pomocna innym i dawać innym dobro. To pragnienie zostało we mnie do dziś i w zasadzie tworzy dziś podwaliny misji mojej marki Natule…
Jako że temat kosmetyki naturalnej, fitoterapii, apiterapii jest nadal w mojej głowie bardzo żywy, już niebawem zamierzam uruchomić na Blogu i w mediach społecznościowych nowe działania w tym zakresie.

Kosmetyka naturalna dziś i mój „pierwszy raz” z kosmetykami naturalnymi 😉
Moja przygoda z kosmetyką naturalną zaczęła się bodajże 15 lat temu, a może i dawniej… To było jakoś jeszcze przed 2005 rokiem. Jak się pewnie domyślasz rynek kosmetyczny i wachlarz kosmetyków dostępnych na naszym polskim rynku, wyglądał wówczas zgoła inaczej… Składy kosmetyków tzw. naturalnych były wtedy inne. Uwierz mi, że aby kosmetyk był powszechnie postrzegany za naturalny wystarczyło, aby posiadał w składzie jakieś ekstrakty roślinne czy pochodne składników naturalnych. Nie twierdzę, że kosmetyki wówczas dostępne na rynku były złe, okropne i szkodliwe. W żadnym razie. Po prostu były wówczas inne regulacje co do kosmetyków naturalnych niż są dzisiaj, a na rynku było i oczywiście sporo bardzo dobrych produktów z naturalnymi mniej lub bardziej składami. To wtedy poznałam się z marką Fitomed, którą cenię do dziś. A kilka lat później poznałam markę Lavera i Sante, które do dziś tworzą dobrej jakości produkty.
Moje ówczesne poszukiwania naturalnych rozwiązań pielęgnacyjnych powodowane były pobudkami osobistymi i szukaniem recepty na własne problemy skórne. Jak dziś pamiętam momenty, gdy zamawiałam swoje pierwsze masło kakaowe i alkohol cetylowy oraz lanolinę z Niemiec! Tak, w Polsce zakup tego typu produktów w ilościach detalicznych był wtedy trudny. Internet także wyglądał inaczej niż dziś 🙂 Więc znalezienie dostawcy było sporym wyzwaniem 🙂
I tak zaczęły się moje pierwsze eksperymenty z naturalnymi składnikami i recepturami, robionymi własnoręcznie kremami, szminkami i zgłębianiem wiedzy o naturalnej pielęgnacji. Tak się zaczęła moja pasja do naturalnej kosmetyki, która trwa do dziś. I choć owa pasja poprzeplatana była okresami, kiedy słabła i dawała przestrzeń na inne działania, nie zrezygnowałam z tematu i dziś mając ogląd na rynek kosmetyczny, nie rzucam się na pierwszą lepszą „nowość” z manufaktury albo od koncernu. Mój ogólnożyciowy sceptycyzm, choć czasem upierdliwy, jest moją mocną stroną, także przy wyborze kosmetyków dla siebie czy sprawdzaniu rynku. Jestem wyczulona na brzmiące przesadnie pozytywnie lub zbyt ogólne hasełka marketingowe i treści nieprawdziwe, naciągane – nie ważne czy zamierzone, czy wystosowane do odbiorców przypadkowo. Czasem oczywiście sama też się pomylę, albo strzelę głupotę, jednak nie tkwię w niej i zmierzam dalej, ku faktom.
Co nowego szykuję w natule w sferze kosmetyki i produktów pszczelich?
Ostatnimi czasy zapragnęłam znów wrócić do dogłębniejszego badania rynku kosmetyków naturalnych, testowania i wyszukiwania świetnych rozwiązań wśród już istniejących firm i marek, a odeszłam trochę od robienia mazideł w domu.
Mój nowy cykl działań na Blogu i na FB oraz IG związanych z kosmetykami naturalnymi dotyczyć będzie właśnie gotowych kosmetyków i składników takich receptur oraz ich działania. Przyjrzę się naturalnym składnikom i tym niby nienaturalnym dosadnie – bez ściemy!
Czasem przypomnę się jednak na blogu z jakąś prostą recepturką na kosmetyk, który łatwo można zrobić w domu, bo nadal mam swoje ulubione patenty na prostą pielęgnację – do których należy na przykład nieśmiertelny „glut” z siemienia lnianego czy peeling nawilżający do ciała i twarzy, zrobiony z jogurtu, miodu i kawy. Mój krem Ratownik na suche partie skóry jest także bardzo pożądanym kremikiem, który łatwo możesz sobie zdziałać w domu…
Podczas jednego z ostatnich prowadzonych przeze mnie pokazów warsztatowych, gdzie wraz z koleżanką miałam okazję robić dla odwiedzających nasze stoisko, krem na bazie spożywczych tłuszczy, wosku z propolisem i miodem, przekonałam się, że jest to dla wielu osób coś niezwykłego i potrzebnego. Takie proste naturalne przepisy. Dlatego z przyjemnością chce się dzielić swoim doświadczeniem i wiedzą w tym zakresie.
Moim marzeniem jest, aby w przyszłości mieć w swoim sklepiku pszczele cuda w pięknych słoiczkach, pyszne i zdrowe miody rożnych odmian, cudowności z miodem (ach…płatki kwiatków w miodzie…albo pierzga cytrynowa…) i wiele innych korzystnie działających na nasze zdrowie i urodę produktów.
Nasz natulowy sklepik jest jeszcze w powijakach i rozwija się powolutku, w miarę istniejących możliwości. Ale bardzo chcę się trzymać mojego marzenia i je spełnić. Mam nadzieję, że uda mi się stworzyć takie miejsce, w którym znajdziesz dużo pszczelich cudów do wyboru, moc zdrowych pyszności i ziołowo-pszczele zdrowe kosmetyki uznanych marek, bazujących na nauce i tradycji. Oraz wspaniałe naturalne rękodzieło, nie tylko spod moich rąk. W sprawie miodów prosto z pasieki realizujemy aktualnie też zamówienia mailowe.
Skąd te „ule” w Natule?

Za Natule stoi także – że tak ujmę – jedną nogą Jakub. Mój życiowy partner, człowiek który mnie inspiruje i czasem oczywiście bardzo wkurza 🙂 Jak to w życiu. Zaraża mnie On także skutecznie swoimi pasjami. Jakub uwielbia biologię i zgłębia jej tajniki, opiekuje się pszczołami w swojej pasiece (która sukcesywnie rośnie..) i edukuje innych poprzez szereg świetnych działań (patrz #pszczelewieści). Jakub jest świetnym nauczycielem. Jestem pełna podziwu dla jego umiejętności w tym zakresie i z przykrością stwierdzam, że sama takich nie mam, choć staram się ich uczyć 🙂
Jakub robi też wspaniałe octy jabłkowe z soku z jabłek pochodzących z rodzinnego sadu (stare odmiany jabłoni). Jego ocet to rarytas, a w tym wpisie podpowiadam jak można wykorzystywać tego typu surowy ocet winny.
Kuba zaraził mnie pszczołami do tego stopnia, że stworzyłam swoją kolekcję szydełkowych Natulaków o kształcie pszczoły (no dobra trochę też przypominają teletubisie i jakieś kosmiczne bobasy). Ale wiem, że wielu osobom sprawiają ogromną radość te unikatowe maskotki, które wcale nie są robione wprost dla dzieci.
Moje Natulaki – a zwłaszcza ostatnie projekty dedykuję głównie spragnionym utulenia dorosłym. Tak – dla dorosłych! Bo kto powiedział, że maskotki są tylko dla dzieci 🙂
Natulaki – to moja autorska nazwa na przytulanki, które robię z naturalnych materiałów.
Sięgam po z lekko gryzącą wełnę (choć nie zawsze gryzącą) podhalańską – taka surowa włóczka ma w sobie to coś… Dotyk i zapach natury, mało przerobionej przez człowieka. Taka włóczka jest przędziona ręcznie. Wypełniam maskotki owczym runem, odziewam w szyte lub dziergane stroje, do których używam także tkan
in farbowanych naturalnie. Full natura 🙂 Natulaki powstają także z bawełnianej przędzy albo z włóczki farbowanej ziołami (na przykład nawłocią).
Maskotki te to wyjątkowe przytulanki robione bez kupnych schematów – sama tworzę projekty podpatrując naturę i inspirując się innymi twórcami. Mogą być także fajną naturalną ozdobą Twojego domu albo Twoim naturalnym towarzyszem . Większość z nich robię w takich rozmiarach, aby zmieściły się bez problemu w plecaku czy w większej damskiej torebce.
Zatem jeśli pragniesz naturalnego otulenia – zapraszam Cię do świata Natulaków. Zachęcam do odwiedzenia galerii tych niesfornych zwierzaków, które uwielbiają spędzać czas na trawie, na łące, a przylecieć do Ciebie mogą w niezwykłym eko opakowaniu, którego jednak szczegółów nie zdradzę, niech będzie to niespodzianką dla nowych Opiekunów Natulaków …
Zdrowe produkty pszczele do jedzenia i do pielęgnacji skóry
Jak już wspomniałam Natule to także pszczoły. Sami od lat sięgamy po pszczele dary – miód, wosk, propolis czy pierzgę. Wykorzystujemy je w kuchni – dla zdrowia, stosuję je w swoich mazidłach i polecam jako składniki moich receptur. Używanie tych produktów jest to dla nas tak naturalne, że przyznam, czasem łapię się na tym, że dziwię się jeszcze, ze ktoś nie miał okazji widzieć jak wygląda wosk pszczeli. Na szczęście się na „tym łapię” i zaraz przywołuję do porządku 🙂 Jestem przyzwyczajona, że mam te pszczele dary zwykle pod ręką 🙂 A wiem, ze wielu z Was nie ma i wielu z Was nie wie, jak je stosować. Dlatego chcę to zmieniać, dzieląc się wiedzą, jak można je z pożytkiem wykorzystać.
Naturalny rozsądek?
Mając za sobą szereg doświadczeń, czasem może nawet nazbyt skrajnych, dziś staram się łączyć rozsądek z tak zwaną intuicją i szacunkiem do każdego oraz tradycją. Uważam, ze jesteśmy do siebie bardzo podobni – na pewno na poziomie biologicznym, dlatego statystyka jest ważna 🙂 Dlatego cenię też naukę. Wiem jednak, ze kształtują nas też trochę nasze doświadczenia i nie można ich bagatelizować… I w tym sensie, każdy z nas jest trochę jednak inny.
Ostatnimi czasy jestem zwolenniczką naukowego podejścia do „natury” jako takiej. Daleka jestem od samozwanczych internetowych guru i tzw. znawców tematu… Cenię dowody naukowe, a tam gdzie ich nie ma, staram się trzymać na wodzy umysł lubiący uciekać w ideologie. Bo jakoś rzeczywistość trzeba przecież sobie wytłumaczyć 😉 Nauka, jaką cenię, nie jest zatwardziała i zamknięta. Taki jej obraz często ferowany jest przez piewców tak zwanego „naturalnego” podejścia do życia. Ale jest to błędne podejście. Nauka i medycyna nie przeczą naturze, a wręcz ją logicznie tłumaczą na tyle na ile jesteśmy w stanie na dziś dzień ją pojąć. Nauka realnie pomaga i nie ma na celu szkodzić człowiekowi. Co gorsza bardziej może zaszkodzić brak wiedzy, chociażby ten związany ze stosowaniem surowców zielarskich w nieodpowiednich sytuacjach i dawkach. To nie wyklucza jednak sięgania po zalecenia wywodzące się z tradycji (czy tzw. medycyny naturalnej, przy czym nie będę się już rozwodzić nad tym, że ta akademicka jest jak najbardziej naturalna, a ta tzw. naturalna medycyną nie jest :).
Dlatego w Natule nie ma miejsca na teorie spiskowe, skrajne nieprawdziwe (niepotwierdzone nauką) treści i nawoływania do działań niesprawdzonych. Na blogu znajdziesz jeszcze treści (dość stare), które zahaczają o dietę paleo, vege, raw. Celowo ich nie kasuję albo nie edytuję, bo pokazują one drogę jaką przeszłam – a dotknęłam wielu skrajności. Dziś wielu rzeczy, które polecałam 4 lata temu, nie polecam albo uczulam, aby stosować z rozwagą.
Pytana jestem mailowo przez moich Czytelników o radę w sprawie problemów skórnych czy zdrowotnych. Sugeruję wówczas, poza sięgnięciem po naturalne rozwiązania, konsultację lekarską i jak trzeba skorzystanie z leków. Oraz wspomaganie się tzw. naturą.
Zdaje sobie sprawę, że takie podejście może być przez wielu piewców czy fanów „naturalnego life stylu” negowane, czy niezrozumiane. Ja zamierzam jednak pozostać sobą w swoim świecie natule, z którego mam szczerą nadzieję, będziesz mógł wyciągnąć coś z korzyścią dla siebie.
Natule – Po prostu naturalnie – bez ściemy!
Na koniec dodam jeszcze, że w Natule przewija się momentami także moja działalność jako instruktoar zajęć rękodzielniczych i plastycznych. Mam te wielkie szczęście pracować w cudownej placówce w Warszawie. Ta praca daje mi mnóstwo dobrego i jest też dla mnie miejsce realizacji marzeń.
Dziękuję Ci za lekturę tego wpisu i zapraszam do kolejnych.
Mam nadzieję, że dałam Ci się bliżej poznać.
Obiecuję sobie i Tobie, że postaram się regularniej publikować treści na blogu. Choć będą to już już bardziej tematyczne, krócej ujęte i mniej osobiste rozkminy. Jednakże ten wpis miał od początku taki charakter, więc czuję się usprawiedliwiona 🙂
Pozdrawiam Cię ciepło.
Joanna
Obserwuj NATULE w social media:

