Kosmetyki naturalne DIY,  Paleo / RawPaleo,  Zdrowie

DIY: Krem Probiotyczny – ekstra wsparcie dla skóry wrażliwej, delikatnej i alergicznej

Serię natulowych nowości mazidłowych miałam zacząć wraz z jesienią i wyskoczyć Wam najpierw na ekranie z kremem pod oczy.
Ale wyszła spontanicznie sytuacja – a raczej potrzeba, zgłaszana mi przez Czytelników już kilka razy mailowo – potrzeba kremu dla cery delikatnej, wrażliwej, alergicznej (z wypryskiem alergicznym), podrażnionej.

I tak powstał Krem Probiotyczny PLASTER

Przy okazji w tym poście zamieszczam w wersji dość syntetycznej, uważam, porady dotyczące podstawowej pielęgnacji w natulowym stylu.

Zwykle, gdy ktoś mi zgłaszał problem z cerą bardzo wrażliwą, alergiczną, radziłam aby zastosować prostą mieszankę łojów, ewentualnie z dodatkiem wosku pszczelego lub wosku jojoba, czasem z samym propolisem. Nie zalecałam stosowania bogatych w maceraty ziołowe mazideł, mieszanek z olejkami eterycznymi i wymyślnymi olejami roślinnymi.

Takie rozwiązanie sprawdzało się u wielu osób.

Do tego tonizacja skóry naturalnym tonikiem z naparu ziołowego, albo wody różanej, soku z aloesu lub samej miękkiej wody (w zależności od stopnia podrażnienia cery). Czasem warto zastosować tonik z dodatkiem żywego octu winnego (np jabłkowego, jak wykorzystać ocet w pielęgnacji skóry możecie poczytać w tym poście na moim Blogu).

Warto też spróbować mycia, czy tonizacji skóry kwaśnymi produktami mlecznymi (o ile nie macie alergii kontaktowej na produkty mleczne) – najlepiej z surowego mleka, z żywymi kulturami bakterii i grzybków (jogurty, kefiry, kwaśne mleko, serwatka). Można też, uważam, spokojnie sięgnąć po produkty z mleka pasteryzowanego, ważne jednak by obecne w nich kultury bakterii były żywe i by produkty te nie zawierały podejrzanych dodatków, a najlepiej nawet dodatku mleka w proszku czy tzw białek mleka.  Takie produkty można kupić w „zwyczajnych” sklepach. Dobrze by było, aby były to produkty z większą zawartością tłuszczu. Tego typu produkty mleczne to naturalne kwaśne i probiotyczne emulsje – które delikatnie zmyją skórę, odżywią i nawilżą, już przy samym przemywaniu.
Śmietanka (kwaśna lub słodka) może sama w sobie także być świetnym „mleczkiem” do demakijażu.

Choć do demakijażu sprawdzi się także polecany od dawna przeze mnie – płyn dwufazowy, którego wykonanie jest bajecznie proste (tutaj link do wpisu na temat).

Osobiście stosuję tłusty jogurt oraz kefir do przemywania skóry – twarzy, całego ciała. Zwłaszcza po użyciu mydła (nawet mydła własnej produkcji, mydło jednak jest zasadowe i narusza płaszcz wodno-lipidowy skóry, choć takie naturalne na pewno jest lepszą opcją niż okropnie perfumowane sztucznymi substancjami „drogeryjne” mydło toaletowe) zalecam ten prosty zabieg – przemywania kwaśnym „żywym” tonikiem lub produktem mlecznym. Jest to też świetny sposób na utrzymacie prawidłowego ph skóry i nawilżenia jej, jak i dbania o mikrobiotę skóry – także i jak najbardziej, w okolicach intymnych. Jedna z osób, których wiedzę i doświadczenie zawodowe szanuję, dr Campbell Mc Bride, zalecała przemywanie się kefirem i jogurtem, zwłaszcza w okolicach intymnych, ale nie tylko i zwłaszcza kobietom w ciąży i w połogu – dla zachowania zdrowia skóry i wzbogacenia jej w probiotyczne bakterie. A przez to i zasilanie dziecka w te pozytywne dla nas szczepy bakterii.

Tonizacja delikatnym tonikiem z octem żywym (niepasteryzowanym) to też dobra metoda na uzupełnienie bogactwa płaszcza bakteryjnego skóry. Domowy ocet niepasteryzowany, taki jak nasz na przykład, nadaje się do tego celu idealnie. Pamiętajcie tylko o proporcjach – mało octu, dużo wody.

Wracając do kremu PLASTER, o którym miał być dzisiejszy post, pomyślałam zatem, że zaprezentuję Wam przepis na prostą emulsję typu W/O dla skór delikatnych, wrażliwych, alergicznych, łuszczących się, wymagających wsparcia w regeneracji.

Komponując ten krem poszłam jednak o kilka kroków dalej od prostej mieszanki łojowej, o której wspominałam na samym początku i którą nadal zalecam. Uznałam, że na takie mazidło nie ma potrzeby prezentowania sposobu wykonania – bo wystarczy wymieszać w kąpieli wodnej łój wołowy (albo kozi lub owczy) z tłuszczem gęsim lub kaczym (albo końskim), dodając do tej mieszanki ewentualnie odrobinę porządnej jakości wosku pszczelego lub oleju jojoba (albo lanoliny dla skór bardzo suchych), okraszając mazidło na końcu odrobiną nalewki propolisowej. Dla niewrażliwych na olejki eteryczne – polecam dodać kilka kropli olejku lawendowego, różanego, balsamu copaiba, albo innego olejku eterycznego (nie mylić z olejkami zapachowymi!) – w zależności od potrzeby.

Wiedza o olejkach eterycznych jest bardzo szeroka i zachęcam do zapoznania się z jej podstawami. Bowiem olejki eteryczne stanowią nie tylko świetny pachnący dodatek do kremów, ale także mogą leczyć poprzez kontakt ze skórą i aromatyzację powietrza, a w przypadku niektórych olejków – poprzez spożywanie.

Krem, który Wam prezentuję to troszkę bardziej złożona recepturka, choć nadal minimalistyczna i prosta.

Krem Probiotyczny PLASTER – to ekstra wsparcie w regeneracji dla skór wrażliwych, delikatnych, alergicznych i uszkodzonych.

Ten krem można stosować na skórę podrażnioną, na skórę wymagającą nawilżenia, delikatną, podrażnioną zbyt intensywnym opalaniem, lekko zadrapaną, odparzoną.

W moim odczuciu krem jest rewelacyjny – jeśli chodzi o wsparcie regeneracji.

Delikatnie zmiękcza naskórek i wyraźnie przyśpiesza ziarninowanie, przez co uszkodzenia goją się szybciej i przyjemniej (nie ma efektu wysuszonego mocno strupka).

Ja smaruję tym kremem miejsca po pryszczach, czy po wrośniętych włoskach na nogach (po depilacji czasem mi włosy wrastają i po ich usunięciu zostaje ślad z lekkim stanem zapalnym) oraz zadrapania na skórze.
Smaruję nim też starsze blizny skórne by wyrównać koloryt i stan skóry.

Można go też używać jako kremu do twarzy czy ciała –  nie tylko miejscowo.

Uważam, że można go stosować także na podrażnioną skórę dziecięcą.

Sprawdzi się jako krem uniwersalny dla całej rodziny – dla mamy i dziecka, całej rodziny.

Z uwagi na zawartość wosku oraz łoju wołowego – krem pełni też funkcje ochronne i można go stosować w zimowe dni (nie zawiera dużej ilości fazy wodnej).

Moim zdaniem krem ten też nadaje się do pielęgnacji miejsc intymnych – przyjemnie koi skórę i wspomaga nawilżenie (dodam, że dla zwiększenia efektu nawilżenia można dodać do kremu kwas hialuronowy, nawet na sam koniec już do gotowej formulacji – kwas w formie rozwodnionej, do nabycia w ZSK).
W przypadku podrażnień czy stanów zapalnych w tych okolicach (o podłożu grzybiczym czy bakteryjnym) warto dodać więcej propolisu. Krem stosujemy jako wsparcie na zewnętrzne części sfer intymnych, nie do wewnątrz.

Krem oprócz kojących i wspierających regenerację łojów i tłuszczy zwierzęcych oraz wspierającego nawilżenie skóry wosku pszczelego, zawiera także sok z aloesu.

Ponadto, co jest dość innowacyjne, a nawiązuje do działań profilaktycznych i leczniczych dla skóry, które polecam – czyli wspomagania odbudowy prawidłowej flory bakteryjnej skóry – postanowiłam dodać do kremu bakterie probiotyczne (pochodzące z kapsułek probiotycznych, spożywczych, które możecie nabyć w aptekach czy w Internecie).
Zamiast albo także – kapsułek probiotycznych, można użyć esencji EM (z efektywnymi mikroorganizmami).

My stosujemy EM-y (jest kilka firm, które produkują EM-y i sprzedają je na naszym rynku) spożywczo i zewnętrznie. Kiedyś postaram się napisać więcej na ten temat na Blogu. Tymczasem Jakub na przykład stosuje EM-y w hodowli pszczół, ja do przemywań ciała (jako tonik 🙂 – w butelce z atomizerem albo do higieny intymnej), w ogrodzie, jako dodatek do jedzenia i napój probiotyczny…

Do kremu można też dodać żywy miód, w poniższej recepturze podam to jako opcję – miód działa nawilżająco i dostarcza wielu cennych składników odżywczych i leczniczych. Ale wielu ludzi może mieć alergię na produkty pszczele, dlatego jest to opcja.

Osoby uczulone na produkty pszczele winny też zastąpić w tej recepturze wosk pszczeli woskiem roślinnym (tutaj link do sklepu Internetowego Zrób Sobie Krem, w którym kupicie wosk roślinny
https://www.zrobsobiekrem.pl/pl/searchquery/wosk/1/full/5?url=wosk).

Ja stosuję w kremie niezwykle wartościowy wosk nieoczyszczony – o którym poczytacie tutaj.

Osoby, które nie mają problemu z tolerancją produktów pszczelich, oprócz wosku pszczelego czy miodu, mogą zastosować – CO GORĄCO POLECAM – w tym kremie także ekstrakt propolisowy, który dodajemy na sam koniec. Propolis działa leczniczo i wspomaga regenerację, ale w tym kremie pełni też funkcję konserwantu kremu.
O propolisie poczytacie tutaj.

Dodanie do kremu propolisu oraz olejków wzmocni jego działanie lecznicze, ale wpłynie za pewne trochę na ilość bakterii probiotycznych w kremie. Dlatego jeśli zależy Wam na przykład na pielęgnacji bardziej pod kątem wsparcia skóry w odbudowie płaszcza bakteryjnego i na ukojeniu – nie dodawajcie może propolisu i olejków. 

Ilość propolisu, którą proponuję nie jest tez jakoś bardzo duża – to około 10-15 kropli ekstraktu. Możecie użyć ekstrakt 10% albo mocniejszy.

Dodatek propolisu i olejków na pewno przedłuży żywotność kremu i doda mu wartości leczniczych.

  • Tę recepturkę możecie traktować jako bazę dla wielu innych receptur i różnie, w zależności od Waszej potrzeby, komponować tłuszcze – mieszając na przykład tłuszcz gęsi z jakimś olejem, albo dodać część fazy tłuszczowej na zimno – jeśli sięgniecie po łatwo utleniające się tłuszcze roślinne zimnotłoczone.
  • Możecie także zamiast soku z aloesu dodać czystą destylowaną wodę, albo zrobiony na niej napar ziołowy (na przykład z rumianku i nagietka), albo wodę różaną lub inny hydrolat, który kupicie także w wyżej wymienionym sklepie. Do fazy wodnej możecie dodać jakiś ekstrakt roślinny w proszku, który rozpuszcza się w wodzie (np z zielonej herbaty czy z dziurawca) – tym sposobem „przemycicie” do kremu wiele cennych substancji roślinnych.
  • Możecie także i oczywiście zastosować zamiast czystego łoju i tłuszczu gęsiego – macerat ziołowy zrobiony na tych tłuszczach.

Poza cennymi tłuszczami zwierzęcymi, zdecydowałam się do tej recepturki dodać olej babassu, który ma podobny do oleju kokosowego skład i ceniony jest ze względu na wysoką zawartość kwasu laurynowego (Tym co nie pamiętają, to przypomnę, że ten kwas jest odpowiedzialny za antybakteryjność oleju kokosowego. Ponadto jest to mało stabilny temperaturowo kwas tłuszczowy i dlatego nie zaleca się podgrzewania tłuszczy bogatych w niego. Łoje wytopione nie są bogate w ten kwas, dlatego dodatek babassu świetnie uzupełnia profil tłuszczowy kremu)..

Masło babassu łatwo w nią wchłania nie pozostawiając uczucia tłustości.
Jest doskonałym emolientem, a ponadto w emulsjach spełnia też rolę stabilizatora tejże i zwiększa rozsmarowywalność kremu. Olej kokosowy niekiedy nie jest dobrze tolerowany przez skóry i powoduje wysuszenie, dlatego postanowiłam w tym (i nie tylko w tym, bo dodaję też babassu do Kremu Złotego z Natury) dodać masło babassu.
Masło babassu pochodzi z Ameryki Południowej, podobnie jak moje ulubione w emulsjach masło cupuacu… Tym samym zdradzam Wam rąbek mojego pewnego projektu kosmetycznego… Który kiedyś planuję zrealizować, łącząc w nim zalety zwierzęcych tłuszczy z surowcami pochodzącymi z Ameryki Południowej – w tym głównie z rejonów Amazonii (choć nie tylko). Ale o tym to kiedyś…

W produktach do pielęgnacji włosów olej babassu wnika w strukturę włosa i wygładza go, ułatwia rozczesywanie i zabezpiecza przed rozdwajaniem końcówek.

Wersja kremu, którą ja podaję to delikatna kompozycja, która z założenia nie ma dostarczać skórze substancji, które mogą także i niestety podrażniać, choć z drugiej strony są cenne. Dlatego znajdują się w niej czyste tłuszcze (nie maceraty ziołowe).

Sok z aloesu znany jest chyba wszystkim ze swoich kojących i odżywczych właściwości. Oczywiście najbardziej wartościowy jest świeży sok uzyskany z miąższu. Więc jeśli dysponujecie pod ręką aloesem (vera, drzewiastym, a może nawet ferrox) to zachęcam do użycia świeżego soku/żelu z miąższu. Ja stosuję Bio sok z aloesu konserwowany odrobiną kwasku cytrynowego, który za pewne przygotowywany jest z suchego ekstraktu. Ale od lat stosuje taki sok i działa korzystnie. Więc mając pod ręką nie waham się użyć 🙂 .

Z uwagi na brak w tej podstawowej recepturze wyciągów ziołowych, postanowiłam dodać do niej działającą zmiękczająco i kojąco na skórę alantoinę (czysta postać w proszku) oraz D-Panthenol (w płynie).

Alantoina to pochodna mocznika, która wykazuje działanie regenerujące, ułatwiające gojenie i wspierające odnowę uszkodzonego naskórka. Działa kojąco i łagodząco na zaczerwienienia. Ma także działanie nawilżające, wygładzające i zmiękczające skórę.

D-Panthenol dodaję w formie 75% roztworu w wodzie (ciecz jest bezbarwna, lepka i przeźroczysta, do kupienia także, jak alantoina, w ZSK).  To prowitamina B5, łatwo wnikająca w głąb skóry, włosów i paznokci. Przenika naskórek, gromadzi się w skórze właściwej i zmienia się w witaminę B5 czyli kwas pantotenowy.
D-Panthenol zastosowany zewnętrznie działa pielęgnująco i łagodząco na podrażnioną i zaczerwienioną skórę. Nie wiem czy kojarzycie taki spray, który stosuje się w przypadku poparzeń słonecznych i oparzeń skóry – pianka z D-pathenolem 🙂 Ja pamiętam ten produkt jeszcze z dzieciństwa i pamiętam także i to, że działał bardzo kojąco i ograniczał negatywne skutki poparzeń.
Krem zawierający w swym składzie D-pantenol łatwiej się rozprowadza – co też poprawia konsystencję receptury Kremu Plaster.
D-pantenol możecie też stosować w pielęgnacji włosów. Jest przez nie wchłaniany, przez co nabierają one połysku i gładkości. Natomiast, prowitamina B5 ma właściwości higroskopijne (może gromadzić wodę), przez co powoduje nawilżanie skóry.

Dla stabilizacji i konserwacji recepturki dodałam też troszkę witaminy E, która ma postać płynną. Jest to czysty octan tokoferolu bez dodatków.
Witamina E dodatkowo w tej recepturze działa jak „wymiatacz wolnych rodników”, ma też działanie przeciwzapalne. Przyspiesza gojenie się ran i chroni przed wysuszeniem oraz osłabieniem elastyczności naskórka. Zapobiega także powstawaniu i w pewnym stopniu zmniejsza przebarwienia skóry, pojawiające się u starszych osób.

Zatem czas na
SKŁADNIKI KREMU (ilość około 50 g)

  • łój wołowy czysty – 20g
  • tłuszcz gęsi (lub koński lub kaczy) – 15 g
  • wosk pszczeli (lub opcjonalnie roślinny) – 5 g
  • sok z aloesu – 7 g
  • olej babassu (lub lanolina) – 2 g
  • alantoina w proszku (do fazy wodnej) – 0,2 g (ok. 0,5% całości)
  • D-panthenol w płynie (do fazy wodnej) – 0,9 g (ok. 2% całości)
  • witamina E w płynie (do fazy tłuszczowej) – 2g (ok. 4,5 % całości)
  • 1/2 lub 1 cała kapsułka probiotyku (do fazy wodnej, nie przegrzewać)
  • propolis ekstrakt alkoholowy 30% (opcjonalnie) lub spirytus – 0,5 ml
  • miód surowy – opcjonalnie (przed fazą wodną do tłuszczy) w postaci płynnej – 1 g – zamiast miodu możecie użyć wodnego roztworu kwasu hialuronowego

Jeśli zdecydujecie się dodać esencję EM – wówczas należy zastąpić część soku z aloesu tym płynem – ale nie należy go podgrzewać za mocno.

SPOSÓB WYKONANIA:

  1. Przygotowanie fazy tłuszczowej: Łoje, wosk umieszczamy w naczyniu i w kąpieli wodnej podgrzewamy do rozpuszczenia. Mieszamy. Dodajemy olej babassu i już nie podgrzewamy. Dodajemy płynny miód (nie przegrzewamy go powyżej 40 st.C) – opcjonalnie. Całość dokładnie mieszamy blenderem lub mieszadełkiem.
  2. Przygotowanie Fazy wodnej. Do zlewki szklanej (lub innego pojemnika) wlewamy sok z aloesu. Dodajemy alantoinę. Podgrzewamy całość, aż alantoina zacznie się rozpuszczać. Gdy się rozpuści w soku, nie podgrzewając już mieszaniny, do lekko wystudzonej (do około 40 st.C) mieszaniny dodajemy probiotyk, mieszamy.
  3. Obydwie fazy powinny mieć zbliżoną do siebie temperaturę – generalna zasada tworzenia emulsji.
    Ale w tej recepturze faza wodna nie powinna być bardzo ciepła by bakterie probiotyczne nie ucierpiały. Niewielka ilość chłodniejszej fazy wodnej dodana do roztopionej uprzednio i zmieszanej fazy tłuszczowej powinna elegancko się zmieszać tworząc gładką emulsję.
  4. Do fazy tłuszczowej (która jeszcze powinna mieć postać płynną) dodajemy stopniowo, cały czas ją mieszając, fazę wodną. Mieszamy cały czas do uzyskania jednolitej konsystencji.
    Dodajemy D-Panthenol i witaminę E (wcześniej odmierzone). Dalej miksujemy. Teraz tez dodajemy propolisowy ekstrakt alkoholowy (lub nie, wedle uznania). Dodajemy też płynny miód lub kwas hialuronowy.
    Gdy krem ostygnie, stężeje, możemy go jeszcze raz przemieszać, uważajmy jednak by nie robić tego zbyt długo.
    Co za dużo to nie zdrowo 😉
  • Do mieszania kremu zalecam albo blender ręczny (z tzw. „nogą” z nożami) albo mieszadełko do ubijania mleka (zwłaszcza jeśli robicie tylko jedną porcję). Uważamy jednak by nie przesadzić z blendowaniem i napowietrzaniem mieszanki. Jeśli za długo będziemy blendować już po uzyskaniu kremowej konsystencji, możemy przesadzić (tak jak przy ubijaniu kremówki) i krem zacznie się rozdzielać już na etapie ubijania.
  • Może się zdarzyć, że po schłodzeniu krem zacznie „się pocić” – delikatnie rozwarstwiać. Nie oznacza to, że jest on już bezużyteczny. Może to być wynikiem zbyt szybkiego wychłodzenia kremu, różnicy w temperaturze poszczególnych faz albo przesadzenia z czasem mieszania. Może być też wynikiem kombinacji tych czynności. Jeśli rozwarstwi się bardzo, po prostu odlejcie w ostateczności oddzieloną fazę wodną i posmarujcie nią skórę. A mieszankę tłuszczową używajcie nadal z powodzeniem. Mi póki co krem się nie rozwarstwił ani razu.

Zrobienie emulsji tylko z naturalnymi emulgatorami (woski) nie jest tak efektowne jeśli chodzi o ostateczną konsystencję kremu – zwłaszcza jeszcze, jeśli używamy łojowej bazy, jak w przypadku sięgania po emulgatory otrzymywane w laboratoriach.
Ja w swoich emulsjach nie wykorzystuję tego typu emulgatorów, nie sięgam nawet po alkohol cetylowy.
Po prostu mam taką zasadę, że staram się trzymać jak najbardziej natury i nie darzę tych emulgatorów zaufaniem. Poza tym woski (pszczeli, lanolina) mają poza właściwościami emulgującymi szereg właściwości pielęgnujących, a nawet w przypadku wosku nieoczysczonego organicznego, leczniczych. Dlatego wolę je stosować.

Krem wymieszany powinien mieć zwartą konsystencję, przechowywany w lodówce będzie twardszy. Nie powinien się rozwarstwić.

Do kremu nie dodaję konserwantów – jak za pewne zauważyliście. Po latach prób, uważam, że robiąc porcję kremu na kilka tygodni i stosując odrobinę spirytusu, olejki eteryczne, propolis i ewentualnie witaminę E – nie ma potrzeby dodawania do receptur substancji konserwujących. To jest zaletą robienia kremów w domu i na małą skalę. Te wymienione wyżej składniki kremu oprócz właściwości leczniczych – także konserwują kremy naturalnie.
W przypadku kremu Plaster – gdy nie dodasz propolisu i olejków – jego żywotność będzie za pewne krótsza, zwłaszcza że zawiera probiotyk – co jednak sprawia, że mogą się w nim namnożyć ewentualnie większe ilości tzw. „dobrych ” bakterii. Poza tym emulsja ta nie zawiera dużej ilości fazy wodnej, co też ogranicza jej podatność na szybsze zepsucie. Ponadto sok z aloesu także ma właściwościowi bakteriobójcze. Kolejną sprawą jest dobór tłuszczy – tłuszcze nasycone są bardziej stabilne. Tak więc cała receptura jest tak skomponowana, że nie zepsuje się w tempie ekspresowym, zwłaszcza jeśli będziecie ją trzymać w chłodzie (polecam w temp. ok 15 – 18 st.C) lub w lodówce.

Po posmarowaniu dłoń wygląda tak.

Po chwili krem się wchłania i na mojej dłoni staje się niewidoczny. Choć daje przyjemne uczucie nawilżenia i ochrony.

Czas przechowywania – około 4 tygodni, w chłodzie.

Ilość fazy wodnej w tym kremie wynosi około 15% – więc jest to emulsja typu W/O, ale dzięki użytym składnikom jest dość lekka i ładnie się wchłania. Jeśli użyjecie lanoliny – krem będzie bardziej tłusty. Jego wchłanialność zależeć będzie od rodzaju użytych tłuszczy.

Polecam, moim zdanie rewelacyjna receptura 🙂 I co tu kryć – dość unikatowa – bo z probiotykami.

 

Obserwuj NATULE w social media: