
Recenzje Natule: „Vege Detox” Normalizujące Serum marki Bielenda
Bielenda to polska marka, która powstała w 1990r.
Wow. Pamiętam te lata. Byłam pulchną 10-o latką i jeszcze wówczas nie w głowie była mi pielęgnacja 😉
Lubię polskie firmy z tradycją. Tradycja to doświadczenie. A doświadczenie to też wiedza.
Inną podobna polską firmą, która cenię, jest Fitomed. Ale o niej i jej produktach, kiedy indziej.
Bielenda to firma, która, jak można przeczytać na stronie www, specjalizuje się w kosmetyce naturalnej (ale nie tylko takie produkty ma w ofercie). Stawia na dużą zawartość roślinnych substancji czynnych w swoich produktach. A tworzy kosmetyki też dla salonów kosmetycznych. Choć wybór linii kosmetycznych adresowanych do klienta indywidualnego jest naprawdę duży. Można mieć problem z wyborem 🙂
Ja w swoich wyborach kosmetycznych kieruję się głównie zawartością składników czynnych oraz generalnie składem INCI, pasującym do moich aktualnych potrzeb.
Jest w czym wybierać w ofercie Bielendy. A ja lubię tak szportać (co za słowo 🙂 … sprawdziłam, odmiana słowa gmerać…) na drogeryjnych półkach i wyszukiwać różnych kosmetycznych „perełek”.
No i taką „perełkę” znalazłam
I chciałam się tym z Tobą podzielić w tym wpisie, który z resztą rozpoczyna nowy cykl na blogu: Recenzje Natule.
W cyklu „Recenzje Natule” będę co jakiś czas pisać o ciekawych (według mnie) kosmetykach naturalnych – tych zawierających:
- ekstrakty roślinne – owocowe, a czasem nawet warzywne 🙂
- ziołowe ekstrakty i przetwory z ziół
- produkty pszczele takie jak miód, mleczko pszczele, jad pszczeli i propolis
Bliska jest mi pielęgnacja z udziałem takich składników, a że używam nie tylko kosmetyków DIY robionych przeze mnie, ale też kupnych, to chętnie podzielę się swoją opinią.
Badam rynek kosmetyków „naturalnych” od kilkunastu lat, obserwuję jak się rozwija, testuję produkty, oceniam. Postanowiłam zatem dzielić się swoimi spostrzeżeniami na Blogu.
Moje recenzje możesz też zobaczyć na Instagramie i Facebooku. Zapraszam 🙂
Warto kupować kosmetyki czytając składy INCI
Mam świadomość, że czytanie składów INCI nie należy do najprostszych. Ilość składników jakie aktualnie możemy znaleźć w kosmetykach jest naprawdę ogromna, a nazwy w INCI pisane są po angielsku i łacinie. Ja sama cały czas się uczę, doczytuję, poznaję nowe składniki.
Mam jednak nadzieję, że moja seria Recenzje Natule oraz Tajemnicze INCI trochę przybliży Ci świat składów kosmetyków.
Myślę, że warto znać pewne grupy składników, ich działanie, górne granice użycia w kosmetyku oraz pamiętać jakie składniki mogą być dla nas korzystne, a jakie mniej korzystne. Taka wiedza wystarczy, aby trafniej dobierać sobie kosmetyki oraz robić takie, które bardziej nam podpasują. Oczywiście czasem nie trafimy od razu. Zanim poznamy jak dany składnik działa na nasza skórę, trzeba niekiedy zaryzykować, przetestować go. Czasem warto też skorzystać z polecenia czy recenzji innych 😉
W czytaniu INCI można się nauczyć prawidłowości, o których wspomniałam wyżej. Trzymamy się też zasady, że im składnik wyżej na liście INCI, tym jest go więcej. I tak na przykład gliceryna na 3 miejscu w składzie kosmetyku może działać na naszą skórę inaczej niż obecna na miejscu 10, bliżej końca składu.
Wracając do Bielendy i do Serum Normalizujacego „Vege Detox”
Moja przygoda z tym serum zaczęła się od mojej potrzeby.
Szukałam produktu z niacynamidem (wit B3), produktu bez glikolu propylenowego, bez gliceryny lub z mniejsza jej ilością, produktu nawilżającego i normalizującego wydzielanie sebum.
Przyznam, ze szukałam też produktu ze średniej półki cenowej.
Szukałam. I znalazłam 🙂
Być może podświadomie przyciągnęło mnie do kosmetyku opakowanie. Zielone, ładne. Z napisem Vege (kiedyś byłam Vege przez przeszło 8 lat). Z ładną grafiką. Lubię ładne rzeczy 🙂 I lubię zielony.
Ale nawet jeśli podświadomość zrobiła swoje, to jednak po przeczytaniu składu INCI, wiedziałam, że muszę spróbować tego produktu, bo może być dla mnie dobry.
Zacznę od Opakowania
Pudełko, tak jak wspomniałam, całkiem estetyczne, jak dla mnie. Ładne.
Informacje o produkcie, napisane czytelnie, czcionka nie aż tak mała, by nie móc przeczytać napisów w sklepie. Jako posiadaczka wady wzroku około +1 z astygmatyzmem na jednym oku, czytam napisy na tym opakowaniu bez problemu, nawet w słabawym świetle.
Wbrew pozorom wielkość tekstu na opakowaniu jest ważna. Spotkałam się wielokrotnie z tak małymi napisami na opakowaniu, że utrudniało mi to zakup – a ja nie lubię kupować kota w worku. Czasem nieczytelne dla mnie napisy zupełnie zniechęciły mnie do zakupu produktu.
Na opakowaniu Serum jest też informacja po angielsku. Fajnie.
Nazwa produktu
„Vege Detox. Serum Normalizujące”
Przeznaczenie: cera zanieczyszczona, mieszana z oznakami zmęczenia
I tutaj. Mam mały zgrzyt. O ile słowo „vege” kojarząc z roślinami, a raczej z warzywami, pasuje mi do tego kosmetyku i wskazuje już na jakieś jego cechy. Z resztą producent podkreśla „warzywny” aspekt tej całej serii.
To samo słowo „detox” użyte tutaj, jest dla mnie troszkę kontrowersyjne.
Dla mnie określenie „detox” wskazuje na oczyszczanie, detoksykację, odtruwanie, usuwanie z organizmu substancji trujących.
Taka nazwa może sugerować, że ten produkt ma to robić. Ale z czym? Ze skórą? Z organizmem?
Na pewno nie z portfelem, bo cena produktu jest bardzo przystępna 🙂 Naprawdę.
O ile skóra uczestniczy w jakimś stopniu w procesie oczyszczania organizmu (jej funkcja wydalnicza w pewnym zakresie), to raczej stosowanie kremów czy innych produktów na skórę, detoksu organizmu nie wesprze. Co najwyżej produkt może działać oczyszczająco na skórę (oczyszczać jej powierzchnię, wyciągać nadmiar sebum wraz z zanieczyszczeniami), ale nie na organizm.
Tutaj jednak producent nie sugeruje działania oczyszczającego.
Mam poczucie, że nazwa jest po prostu z rodzaju tych „chwytliwych”. Trochę bardziej nawiązująca do mody, niż do działania produktu. Chyba, że producent inaczej rozumie słowo detox. Albo ja czegoś nie rozumiem. Możliwe.
Efekty działania
Producent pisze, że serum daje efekt rewitalizacji, odnowy, satynowej miękkości i wygładzenia.
Opis jest dość konkretny, może tylko momentami bardziej kwiecisty. Ale nie przesadnie.
Przyczepiłabym się tylko do tego działania detoksującego… Dla mnie trochę przesadzone.
Jeśli chodzi o inne sugestie producenta co do efektów działania, według mnie są w większości zgodne z działaniem poszczególnych składników. Do tego INCI wskazuje, że tych czynnych składników roślinnych jest dość sporo. Choć oczywiście nie możemy tego sprawdzić.
Ale serum zawiera raczej większe ilości innych składników czynnych wymienionych w opisie (niacynamid, pochodna kwasu azelainowego).
Szczerze – u mnie serum daje efekty, o których pisze producent. Oczywiście te zauważalne gołym okiem. Dodatkowo mam poczucie nawilżenia i blasku – taki efekt glow. Nie świecenia się twarzy od nadmiaru łoju (wręcz przeciwnie, produkcja łoju jest zauważalnie mniejsza), tylko takiego „witalnego blasku” (teraz ja używam kwiecistych opisów 😉 ) .
Po użyciu serum skóra nie jest matowa i płaska. Jest przyjemnie miękka, napięta i jak dla mnie wygląda ładnie, przez wiele wiele godzin.
Ostatnio zaczęłam używać na serum (na dzień) kremu z tej samej serii, aby zobaczyć ewentualną synergię i wzmocnienie działania serum. Testuję. O kremie też mogę za jakiś czas opowiedzieć.
Serum powinno się stosować pod krem z emolientami. Nie jest to produkt do używania solo. Producent słusznie zaleca stosowanie serum pod krem. Serum stosowane samodzielnie, bez kremu, może przynieść odwrotny efekt (w dłuższym okresie stosowania).
Ponadto uważam, że to serum można stosować jako „podkład” nawilżający pod tłuste mazidła, które polecam w moich recepturach. Będzie idealnym nawilżającym uzupełnieniem pielęgnacji tłustymi kremami. Jeśli znasz moje wcześniejsze wpisy, wiesz, że pod polecane przeze mnie receptury DIY zalecam nawilżający „podkład”.
Aplikacja
Serum aplikowałam zarówno na skórę umytą i tonizowaną, jak i bez toniku.
Produkt wchłania się błyskawicznie. Moja skóra jest raczej tłusta, ale bywa odwodniona, ze skłonnością do wyprysków. A po wypryskach czasem mam strupki (staram się nie wyciskać, ale czasem to jest silniejsze ode mnie 😉 . Serum może wpływać na zmniejszanie widoczności suchych skórek. Zaznaczę jednak, że nie jest to jedyny produkt, jaki aktualnie stosuję. Używam też łagodnego żelu do mycia twarzy, toniku oraz kremów. Więc nie jestem w stanie ocenić do końca jak działa samo serum.
Serum nie lepi się, nie klei. Konsystencja jest lejąca, ale nie glutowata. Dla mnie idealna.
Pachnie przyjemnie, choć dość intensywnie. Ale miło, świeżo.
Wydajność w moim odczuciu duża. Dwie porcje wystarczają na całą twarz i szyję. Jedna porcja wystarcza do posmarowania twarzy.
Przejdę do analizy składu INCI/Ingredients
Aqua – woda
Sorbitol – alkohol, ale z tych nawilżających, zmiękczających i wygładzających, więcej o sorbitolu znajdziesz w tym wpisie (klik)
Sodium Lactate – mleczan sodu. Podnosi zdolności nawilżające kosmetyków, przenika przez warstwę rogową skóry, zmiękcza ją i utrzymuje wilgoć. W wyższych stężeniach działa złuszczająco, oczyszczająco i przeciwłojotokowo. Spotykany w każdego rodzaju kosmetykach, do twarzy, ciała. A także w preparatach złuszczających, maściach na zrogowacenia i odciski stóp, peelingach chemicznych i enzymatycznych, żelach do mycia, kremach, balsamach, ponieważ reguluje pH kosmetyków i ma właściwości przeciwbakteryjne. Pobudza cebulki włosów do wzrostu, spotykany w szamponach i odżywkach. Najlepsze działanie wykazuje w obecności kwasu mlekowego.
Niacynamide – zwyczajowo witamina PP lub B3 – nikotynamid, sprawdza się w kosmetykach do cery trądzikowej, tłustej, łojotokowej – reguluje funkcje wydzielnicze gruczołów łojowych. Zmniejsza widoczność ujść gruczołów łojowych, rozjaśnia przebarwienia, łagodzi stany zapalne. Sprawdzi się też przy suchej cerze – łagodzi podrażnienia i wzmacnia barierę hydrolipidową. Korzystnie wpływa na skórę głowy i na włosy – poprawia ukrwienie skóry głowy, wzmacniając przez to cebulki włosów i zapobiegając ich wypadaniu.
Glycerin – gliceryna. Z grupy alkoholi, nawilża, zmiękcza. Substancja hydrofilowa, która użyta w zbyt dużej ilości może wysuszać, zwłaszcza jeśli w formulacji nie ma emolientów (np. olejów albo substancji natłuszczających). O glicerynie poczytasz w tym poście (klik).
Potassium Azeloyl Diglycinate – Azeloglicyna, pochodna kwasu azelainowego. Łączy w sobie właściwości tego kwasu oraz aminokwasu glicyny. Działa antybakteryjnie, antytrądzikowo i reguluje wydzielanie sebum (przeciwdziała zaskórnikom). Zapobiega powstawaniu przebarwień. Nawilża i uelastycznia skórę.
Kwas azelainowy ma działanie przeciwbakteryjne, przeciwzapalne, delikatnie złuszczające. Hamuje rozwój bakterii odpowiedzialnych dużej mierze za trądzik. Hamuje syntezę melaniny co jest przydatne dla osób borykających się z przebarwieniami, trądzikiem różowatym. Kwas ten jest też wskazany dla osób z AZS.
Biosaccharide Gum-4 – wytwarzana z soi, kukurydzy, polisachardy – substancja uzupełniająca i żelująca. Tworzy na skórze warstwę okluzyjną i wpływa przez to na zwiększenie nawilżenia skóry i jej regenerację.
Brassica Oleracea Acephala (kale) Leaf Extract – ekstrakt z liści jarmużu. Jeśli wierzyć producentowi bogaty min. w witaminę C. Troszkę w to wątpię. Bardziej stawiałabym na karotenoidy, związki mineralne, fenolowe, antocyjnany. Jest szansa, że coś z tego ekstraktu przeniknie w głębsze warstwy naskórka dzięki innym substancjom użytym w serum.
Beta Vulgaris (beet) Root Extract – ekstrakt z korzenia buraka – podobnie jak wyżej. Karotenoidy, cukry, związki mineralne, witaminy z grupy B.
(moja uwaga co do jarmużu i buraka – warto te ekstrakty spożywać w formie świeżych warzyw albo suplementu)
Sodium Hyaluronate – kwas hialuronowy. Na jego temat rozpisałam się w osobnym wpisie na blogu. Ma działanie nawilżające, kondycjonujące skórę, zmniejszające stany zapalne, kojące i łagodzące.
Allantoin – alantoina – pochodna mocznika, nawilża, zmiękcza, wygładza skórę. Działa przeciwzapalnie, zmniejsza podrażnienia, koi, zmniejsza widoczność blizn i stymuluje skórę do regeneracji. Poczytasz o niej w tym wpisie (klik). Wspomnę tutaj, że zalecenia do maksymalnej zawartości alantoiny w kosmetyku wynoszą 2%. To może być informacja pomocna dla określenia na jakim poziomie zawartości składników jesteśmy w składzie tej receptury. Ale nie musi, bo producent mógł dodać jej mniej. W lekach aptecznych jest obowiązek podania zawartości substancji czynnych, w kosmetykach nie.
Lactic Acid – kwas mlekowy. Działa nawilżająco, w większych stężeniach złuszczająco. Reguluje ph kosmetyku. Zalecane stężenie w kosmetyku od 2 do 5%.
Citric Acid – kwas cytrynowy. Należy do grupy kwasów AHA. Działanie kosmetyczne polega na złuszczaniu martwego naskórka, dzięki czemu rozjaśniając się przebarwienia i skóra. Ale w tej recepturze podejrzewam sądząc po dodanej ilości, pełni on raczej funkcję regulatora Ph w kosmetyku, zwiększającego jego trwałość i stabilność. Stężenie regulujące ph kosmetyku do 0,6%, a działające na skórę od 1 do 3%. Niestety nie wiemy dokładnie ile go jest w tej recepturze.
Polysorbate 20 – nietoksyczny, nowoczesny emulgator otrzymywany z oleju kokosowego. Niejonowa substancja powierzchniowo czynna, biodegradowalna. Bezpieczna i dobrze tolerowana przez skórę i błony śluzowe. Stężenie zalecane w kosmetykach od 1 do 20%.
Xanthan Gum – guma ksantanowa. Kolejny polisacharyd. Tworzy film okluzyjny, wpływa pośrednio na nawilżenie i ochronę naskórka. Nadaje kosmetykom gęstość i stabilność. Zalecane stężenie od 0,1 do 10%.
Phenoxyethanol – to związek z grupy alkoholi, dozwolony do stosowania w produktach kosmetycznych w ograniczonym stężeniu, które wynosi 1,0%. Pochodzi z grupy eterów, jest fenylową pochodną glikolu etylenowego. Nazwa chemiczna związku to 2-fenoksyetanol, zaś zwyczajowa: fenoksyetanol. Konserwant. Ciekawostka: ma kwiatowy zapach.
Jest to składnik dla wielu osób ze światka kosmetyki naturalnej kontrowersyjny. Napisze kiedyś o nim osobny wpis. Ja osobiście akceptuję go w kosmetykach, które muszą być zakonserwowane i ufam, ze producent przestrzega przepisów dotyczących maksymalnej dawki. To dawka czyni trucizną, warto o tym i tutaj pamiętać.
Dopuszczalne ilości w kosmetykach to max 1%, w kosmetykach dla dzieci 0,3%. W kosmetykach dla alergików i niemowląt warto by tego składnika nie było.
Wspomnę tylko, że jest to składnik leku Octenisept służącego do odkażania i wspomagania gojenia ran. I w Octenisepcie jest go 2%. Nie jest to jedyny składnik tego leku.
Fenyksoetanol dobrze współgra z Etyloheksylogliceryną (o niej poniżej) i wzmaga jej działanie.
Ethylhexylglycerin – Etyloheksylogliceryna lub octoxyglycerin to eter glicerolu, który jest powszechnie stosowany jako część układu konserwującego w preparatach kosmetycznych. Zwykle występuje w parze z fenyksoetanolem. Delikatnie nawilża.
Potassium Sorbate – konserwant. Składnik dozwolony do stosowania w kosmetykach w ograniczonym stężeniu. Jego dopuszczalne maksymalne stężenie w gotowym produkcie to 0,6% w przeliczeniu na kwas sorbowy. E 202 – to także konserwant spożywczy. Jest uważany za nieszkodliwy , ponieważ w ludzkim organizmie zostaje zamieniony w wodę i CO2.
Sodium Benzoate – Benzoensan Sodu, E 211, Konserwuje, chroni przed rozwojem drożdży, pleśni, drobnoustrojów, bakterii masłowych i octowych. Konserwant spożywczy o kosmetyczny. Jego dopuszczalne maksymalne stężenie to 0,5% (w przypadku stosowania soli tego kwasu jest to 0,5% w przeliczeniu na czysty kwas benzoesowy).
Sodium Dehydroacetate – konserwant. Jest skuteczny nawet w bardzo niskim stężeniu, nie podrażnia skóry, zatwierdzony przez Ecocert i Cosmos.
Parfum (Fragrance) – substancje zapachowe. Mogą uczulać alergików.
Butylphenyl Methylpropional – Aldehyd 2-(4-tert-butylobenzylo)propionowy, Lilial – składnik kompozycji zapachowej, może być alergizująca.
Limonene – limonen, składnik substancji zapachowej (także olejków eterycznych), posiada tez właściwości antybakteryjne, antyoksydacyjne. Może uczulać.
Linalool – linalol, składnik kompozycji zapachowych. Obecność tej substancji musi być uwzględniona w wykazie INCI jeśli jej stężenie przekracza 0,001 % w produkcie niespłukiwanym, 0,01 % w produkcie spłukiwanym. Może uczulać.
Ocena końcowa
W mojej ocenie w skali od 1 do 5:
Serum dostaje 5 z minusem za to słowo „detox”, którego znaczenia w kontekście tego produktu nie rozumiem.
Opis producenta na opakowaniu jest według mnie adekwatny do składu. Przeznaczenie trafne.
Skład według mnie bardzo okej. Dla mnie idealny – bo nie ma glikoli, za którymi nie przepadam, zawartość gliceryny mniejsza. Ja sorbitol dobrze toleruję, a jest go w formulacji sporo.
Producent wspomina też o zawartości prebiotyków w kosmetyku. Jak mniemam chodzi o polisacharydy. Warto jednak pamiętać, że prebiotyk to nie probiotyk. A łatwo o pomyłkę.
Prebiotyki wspierają rozwój pożytecznych bakterii. Są dla nich swego rodzaju pokarmem. Prebiotykiem jest na przykład inulina (w pokarmach, także w kosmetykach). Oraz właśnie inne polisacharydy. A wielocukry pełnią w kosmetykach też funkcje nawilżaczy.
Jest to więc kosmetyk z cechami prebiotyku, a nie probiotyczny.
Z uwagi na zawartość kontrowersyjnych konserwantów i substancji zapachowych kosmetyk może nie być właściwy dla alergików i osób z cerą wrażliwą. Ale nie jest to kosmetyk dedykowany dla nich. Także osoby z AZS-em czy łuszczycą być może nie powinny albo powinna się skonsultować ze swoim lekarzem, przed sięganiem po produkty zawierające fenyksoetalon oraz niektóre substancje zapachowe.
Cena około 29 zł za 15 ml. Ja w promocji w drogerii kupiłam serum za niespełna 17 zł.
W serii Vege Detox Bielenda ma też linię nawilżającą, już o innym składzie. Marka ma mnóstwo linii kosmetycznych. Więc nie ma co się sugerować składem jednego produktu. Warto dobierając sobie kosmetyk przeanalizować jego skład.
To co, następnym razem recenzja kremu? Ja mam jeszcze jeden fajny produkt z Bielendy do zrecenzowania i o nim na pewno napiszę 🙂
Pozdrawiam warzywnie wegedetoksowo 😉
Obserwuj NATULE w social media:

