Domowa kapusta kiszona. Zapas witamin i probiotyk na zimę. Fotostory :)
Dziś był bardzo ważny dzień :)
Wczoraj na bazarze zakupiliśmy dwa wielkie 10 kg worki poszatkowanej kapusty białej. W tym roku postanowiliśmy pójść lekko na skróty, i zaoszczędzić czas na szatkowanie, choć w ubiegłym roku, miałam przy tym niezłą frajdę :) Stąd ten pomysł z półproduktem. Na oko ciężko mi było uwierzyć, że te dwadzieścia kilo kapusty zmieści się do gara (zdjęcie poniżej).
Intuicja mnie jednak nie myliła. Udało się i nawet został jeszcze "kołnierz" na efekty pracy bakterii :)
Chyba nie muszę nikogo przekonywać do zalet, jakie niesie ze sobą podjadanie kiszonek. Oczywiście takich prawdziwych, najlepiej domowych. Taka domowa kapusta do zupełnie inna bajka niż te kupne. Ostatnio kupiłam ekologiczną kiszoną kapustę w zaprzyjaźnionym sklepie. No cóż, może jestem wybredna, ale ta kapusta nie ma w sobie "duszy". Jest jałowa w smaku. Ani kminku, marchwi jak na lekarstwo, smak taki nijaki... Wiem, ze gusta są różne i ktoś może preferować taki "nieokreślony" smak. Ja jednak lubię wyrazistość w moich produktach i namawiam także do eksperymentowania ze smakami. Kapusta taka jak moja, z przyprawami, z odrobiną marchwi wspaniale smakuje solo, lekko na słodko z suszonymi owocami i orzechami, albo w bigosie czy zupie. A te kupne jałowe...często wymagają mega doprawienia, bo doprawdy same w sobie smak mają bardzo delikatny.
Wracając do wartości odżywczych kiszonej kapusty, to taki zastrzyk witamin, minerałów oraz co najważniejsze - baterii symbiotycznych, to po prostu zimowa konieczność.
Przygotowanie kapusty do kiszenia - bo resztę pracy wykonają za nas bakterie - to bardzo prosta sprawa.
Trzeba poświęcić tylko kilkadziesiąt minut, ale potem tygodniami (my zajadaliśmy się ubiegłoroczną kapustą kiszoną jeszcze do bardzo późnej wiosny) można ją sobie spożywać czy popijać probiotycznie pyszny sok (co zaleca nawet dr Natasha Campbell-Mc Bride, dla tych którzy z przyczyn zdrowotnych nie mogą jeść nabiału).
Kapustę należy poszatkować - najlepiej do tego celu służy tarka, nożem to raczej będzie zabawa :) Choć oczywiście też można. Można też, jak widać kupić gotową poszatkowaną.
Ja zawsze do kapusty dodaję trochę utartej na tarce o "dużych oczkach" marchwi.
Wygodnie jest mieszać kapustę w dużej misce.
Następnie dodaję ulubione przyprawy - obowiązkowo dodaję dużo kminku, a także ziele angielskie, owoce jałowca, liść laurowy.
Do tego dobrej jakości sól (morska nierafinowana lub na przykład nasza nieoczyszczona kłodawska).
Następnie długo i z uczuciem mieszam kapustę z dodatkami, tak by wszystko dokładnie się ze sobą "zaprzyjaźniło".
Lubię masować moją kapustę, tak by zaczęła puszczać soki. Tak wymieszaną i wymasowaną zostawiam na krótką chwilę.
Jeszcze przed ostatnim etapem prac - kapusta mieściła się w dwóch garach...
No i teraz następuje najlepszy punkt Imprezy :)
Narzędzia przygotowane :))
I do dzieła.
A w międzyczasie w piekarniku dochodzi do stanu zjadliwości Bezglutenowy Dyniowy Piernik (tym razem dodałam zamiast mąki gryczanej zmielone migdały, siemię lniane i pestki dyni, taka mała modyfikacja).
Taką ilość kapusty zdecydowanie najlepiej i najskuteczniej ubija się stopami. Kiedyś gdy robiłam mniejsze ilości, ubijam ją pięścią napierając górną częścią ciała.
A tutaj, chodzę sobie w kółeczko i elegancko wygniatam z kapusty ostatnie soki.
Jeszcze dziurawię ją trochę drewnianą wielką łyżką, rozbijając grudy. I potem znów ugniatanko w kółeczko.
Kapuściany taniec w kuchni ;)
Gdy kapusta ugniecie się na tyle, ze wytworzy się dość pokaźna warstwa soku, przykrywam całość dużym w miarę płaskim talerzem i przygniatam dodatkowo ciężkim przedmiotem - ja akurat mam kamienie.
Nigdy nie robię kiszonej kapusty dolewając do niej wody czy solanki. Może takie przepisy są skuteczne, ja jednak lubię kapustę pomiziać rękami. Taka wyprzytulaną kapusta doprawdy puszcza dużo soku, a po ukiszeniu staje się miękka. Co osobiście lubię, bo jest łatwiej strawna. Być może przepisy z dolewanie wody mają sprawić by kapusta była dłużej twarda. Ale ja takiej wersji nie lubię.
Gar należy na początek odstawić w ciepłe miejsce, można postawić w pobliżu kaloryfera. My przykrywamy gar pokrywką.
Po około dwóch dniach warto zajrzeć do kapusty, zrobić w niej dziurę trzonkiem łyżki czy kijem, tak by pozwolić uciec nadmiarowi gazów.
U mnie sytuacja wygląda mniej więcej tak po upływie dwóch dni:
Zaczyna ładnie pachnieć kiszona kapustą w kuchni :D
Po upływie około tygodnia (w zależności od temperatury otoczenia, może trwać to dłużej) - można odstawić naczynie do piwnicy czy chłodnej komórki, albo zapakować w słoiki, zakręcić (choć nie na amen) i odstawić do chłodnego pomieszczenia.
I to zasadzie wszystko.
Ach - jeszcze składniki ! :)
Na 20 kilo kapusty użyłam około 500 gr marchwi, 4-5 łyżek kminku, 2 łyżki ziela angielskiego, 2 łyżki jałowca, z 6 liści laurowych i raptem około 10 płaskich łyżek soli (lub nawet mniej). Próbuję kapustę podczas mieszania i oceniam smakiem ilość soli - co i Wam radze. Nie lubię zbyt słonej, ale też mało solna nie jest dla mnie ok. Ilośc pozostałych przypraw także oceniam na oko :)
Będę aktualizować moje fotostory o kolejne zdjęcia z procesu kiszenia :) Więc zapraszam do zaglądania na bloga.
A tutaj dzielę się z Wami łatwym przepisem na DOMOWY BURACZANY ZAKWAS - święta idą... :)) Chociaż ja akurat robię ten zakwas niezależnie czy jest świątek, piątek czy niedziela.
Możecie też w związku z tym zajrzeć do mojego Natulowego SKLEPIKU :)
A ciasto ładnie się upiekło i smakuje ekstra.