Trochę o mnie - czyli kto "stoi" za Natule i dlaczego :) ?

Opublikowano:

To będzie długi wpis. Jeśli masz ochotę bliżej mnie poznać - zapraszam

Polecam Ci usiąść z dobrą herbatką, kawą albo naparem ziołowym :) Program do tworzenia strony pokazuje mi, że czytanie tego wpisu zajmuje około 15 minut. Zatem zapraszam Cię na kwadrans ze mną - o mnie. Jeśli masz pytania i chcesz podzielić się jakąś sprawą pisz do mnie śmiało.

Witaj, mam na imię JoAsia i tworzę tego bloga od prawie dekady. Miał on w tym czasie okres "uśpienia", w którym pochłonięta pracą i nauką nie znajdowałam czasu na tę pasję. Ale od kilku miesięcy zapragnęłam znów ożywić to niezwyczajne miejsce. Już może w trochę innej odsłonie (z pomocą mego Lubego strona działa pięknie na innym "silniku"), a niebawem także z trochę inną treścią. Bo jak wspomniałam już w tym wpisie - chciałam być kiedyś lekarzem i pomagać innym w dochodzeniu do zdrowia. Przez lata robiłam to w pewnym zakresie na łamach tego bloga zajmując się bardziej tematyką pielęgnacji i dbania o skórę, ale ostatnio studiuję paramedyczny kierunek i zamierzam się w tym dalej rozwijać, dzielić cenną wiedzą i pomagać radą.

Trochę więcej o mnie...

Dietetyka, naturalna medycyna i tematyka zdrowia mnie pochłania, w zasadzie od dziesięcioleci. Gotowanie, szukanie informacji o dietach, zdrowiu, testowanie na sobie różnych diet, przepisów, doszukiwanie się przyczyn chorób, szukanie naturalnych remediów na problemy zdrowotne, zielarstwo, wszystko to przez dekady zgłębiałam.

Jestem trochę fanką elastycznej i silnej sylwetki, o którą "walczę" w swoim życiu, czasem pokonując niemałe przeszkody. Dlatego postanowiłam w końcu ten obszar trochę uporządkować "dyplomowo" i podjęłam studia psychodietetyczne i dietetyczne na jednej z łódzkich uczelni. Zamierzam kształcić się w tym dalej i realizować poniekąd moje dziecięce marzenie... Pomagając innym moją działalnością na blogu oraz w realu. 

Na co dzień zawodowo pełnię rolę - ostatnimi laty - wychowawczyni i trenerki w placówce wsparcia dziennego dla młodych ludzi. Realizuję się w tej pracy, ale pragnę też pomagać kobietom w okresie okołomenopauzalnym w kształtowaniu służących im zdrowych nawyków i budowaniu formy po 45 roku życia. Po co? Po to, aby druga połowa życia była przygodą, a nie równią pochyłą prowadzącą do końca.

Jestem też praktykująca stoiczką :) Filozofią stoicką zainteresowałam się jeszcze na moich pierwszych studiach humanistycznych lat temu 25 i do dziś mnie ona pociąga. Praktyka stoicka pomaga mi osadzać się w realnym życiu, a mam tendencję do bujania w chmurach i zbyt intensywnego analizowania. Więc ćwiczę namiętnie swoje psyche.

A ciało ćwiczę trenując głównie w domu - truchtam, biegam, ćwiczę siłowo i uwielbiam interwały. O treningach ciała będę więcej też pisać na blogu, na pewno! Zamierzam też zostać certyfikowanym trenerem personalnym...

Jako, że lat mam już ponad 44 i lubię tworzyć grafiki komputerowe i pisać artykuły, na blogu będą pojawiać się treści i grafiki głównie o zdrowej diecie, stylu życia prowadzącym do dobrej formy i silnego ciała, spokojnej "głowy" i  o tym jak radzić sobie z wachlarzem objawów menopauzy (oraz peri i post menopauzy). Chciałabym odczarowywać ten "zaklęty" i zawinięty w woalkę niestosowności i szarości okołomenopauzalny okres w życiu praktycznie każdej kobiety. Niezależnie czy była, jest czy nie jest matką. Prawie każdą z nas czeka ta dojrzała burza hormonów, o ile dożyjemy wieku około 50 lat. Jeśli ten temat Cię interesuje i chcesz wiedzieć jak radzić sobie z tym co będzie "po burzy", zapraszam.

Na Blogu znajdziesz przepisy, receptury - zarówno kulinarne, jak i kosmetyczne. Jest też trochę info o moim rękodziele. Mam duszę artystki i muszę coś tworzyć. Inaczej źle ze mną ;) Więc przez lata tworzyłam i dalej czasem działam - na szydełku, na drutach, szyłam, motałam, robiłam świeczki, kosmetyki naturalne, przetwarzałam zioła. Tak jak wspomniałam lubię też tworzyć grafiki, plakaty, ulotki, infografiki, rysuję, maluję... Jestem też z zawodu terapeutką zajęciową i w takiej pracy również mam przestrzeń do realizacji siebie. Elementy sztuki wplatam w arteterapię, którą studiowałam i której narzędzia stosuję w pracy. Sztuka jest obecna w moim życiu. Sztuka przez małe "sz". Raczej tworzenie, choć uważam, ze moje dzieła są piękne, pocieszne, wyjątkowe, mogą zachwycać, umilać chwile i cieszyć oko. Na pewno nie każde. Ale wiesz jak jest... jak coś jest dla każdego - jest do niczego...

Był okres, gdy próbowałam skupić się na jednej rzeczy, na jednej pasji... Ale było to dla mnie niewykonalne. Po prostu muszę mieć tę różnorodność na podorędziu. Mój mózg nie potrafi na długo skupić się tylko na jednym działaniu. Dlatego nie zamierzam z tworzenia mej sztuki rezygnować. Nie mam tu jednak na myśli tzw. wielozadaniowości. Po prostu lubię przeskakiwać co jakiś czas na inne działanie. Ale tak się składa, że wszystkie moje pasje łączy natura...zdrowie.
Wolę starać się "rozciągać" dzień, aby znaleźć czas na rozwój, edukację, naukę i pomaganie. Oraz na pracę zarobkową, bo ta też jest potrzebna. Wiadomo. A że oczywistym jest, że czas choć względny, rozciągnąć się nie da ;) Uczę się i chcę pomagać innym uczyć się nim zarządzać z korzyścią dla siebie. Tak, aby zjeść to fit ciastko i je nadal mieć :)

Trochę historii Natule...

Natule powstało na kanwie mojego pierwszego bloga o nazwie DuszPlaneta. Ten blog założyła dla mnie i podarowała mi w prezencie urodzinowym moja koleżanka Ania (która dziś - swoją drogą dalej pomaga innym i działa prężnie jako on-line trenerka osobista dla kobiet po 30 roku życia - jeśli masz ochotę możesz odwiedzić Jej stronę na FB).
I tak zaczęłam pokazywać swoje dzieła i pisać w internecie już bardziej zorganizowanie. Potem, gdy bardziej zajęłam się naturalną pielęgnacją i zdrowiem w mojej głowie zrodziła się nazwa Natule. To było 10 lat temu, gdy świat wirtualny wyglądał trochę inaczej niż dziś. Media społecznościowe dopiero raczkowały i wiele osób działało w internecie w oparciu o blogi i fora. Pamiętam, gdy dumałam nad nazwą, w myślach krążyły mi nieustannie słowa "naturalnie", "z duszą", "z pasją", "niezwykłe", "z sercem" czy "do tulenia"...

I tak z dwóch spośród wyżej wspomnianych słów stworzyłam nazwę "natule", łączącą słowo utulenie i naturalność :) Natule = naturalne utulenie.

Tym właśnie chciałam się dzielić, przekazywać i pokazywać sposoby, w jakie można się naturą "otulać" :) Sama będąc wówczas w dość mocnym naturalnym utuleniu :) Myślę, że "natule" stało się dobrym wyborem. A z czasem okazało się, że w moim warsztacie i w życiu zawitały na szerszą skalę pszczoły wraz z tym co mogą dać człowiekowi, poza użądleniami ;) i Natule zyskało trochę inny wymiar, wpasowując się członem słowa "ule" w aktualny wówczas i trochę także dziś, zakres natulowych działań :)Taka jest pokrótce historia nazwy mojej marki wraz z biegiem lat ewoluowało także moje logo. Za moją marką stoję głównie ja, choć na drodze jej powstawania i rozwoju pojawiały się wspaniałe osoby, które miały udział w procesie. Ania, Ewelina, Iwona... Przez lata pomaga mi też bardzo mój Luby. W rozwoju mej marki mieli też oczywiście olbrzymi udział Czytelnicy bloga oraz Odbiorcy moich kreacji. Tak wiele bardzo serdecznych osób, które zaufały mojej pracy i mojej twórczości.

Wszystkim jestem wdzięczna, bo bez nich Natule nie było by takie, jak jest dziś. Ja nie byłabym tą osobą, którą dziś jestem :)

Moje logo ewoluowało wraz ze mną. Aktualnie zyskało więcej kolorów odzwierciedlających tematy, które poruszam i będę opisywać na blogu oraz moje działania - w obszarze diety, promocji zdrowia, wsparcia, treningu ale i rozwoju osobistego i duchowego.

Dlaczego ta nazwa jest taka przytulankowa? I jak ma się do tego pszczoła :)

Nazwa Natule jakoś najbardziej odzwierciedlała moje zamiary i zakres działań, które z pasją wykonywałam i którymi bardzo chciałam się dzielić. Nie żebym zaraz do wszystkiego się tuliła - zwłaszcza do pszczół, od których nadal, pomimo bycia żoną pszczelarza, uciekam z niecichym krzykiem "łaaaa" :) Ale to był czas, kiedy wkręciłam się bardzo w tworzenie receptur naturalnych kosmetyków, zbieranie ziół i ich przetwarzanie.

Otulałam się pełna radości i nadziei zapachami oraz fakturami natury. Nosiłam bawełniane i lniane kiecki w kwiaty i wełniane gryzące swetry, chowając głęboko na spód szafy ciepłe praktyczne polary. Wyrzuciłam wszystkie nieskórzane buty i stąpałam po ogrodzie boso, ba nawet nie tylko po ogrodzie, bo biegałam też boso w terenie. Nie używałam kupnych kosmetyków, jadłam w stylu paleo i na potęgę przetwarzałam zioła zbierane w okolicy. Czerpałam garściami z natury, przetwarzając jej dobra i ciesząc się tym, co mi z tego przetwarzania wychodziło (czyli kremy, ekstrakty, jedzenie). To był ciekawy czas mojego życia, odrobinę odrealniony, ale piękny i ważny.

Jak się potem okazało, moje pomysły na kosmetyki - niezwykłe receptury natule o prostych składach z przeważającą zawartością tłuszczy zwierzęcych, stały się dla wielu moich Czytelników równie niezwykłe i skuteczne co dla mnie. Ratowały wrażliwą cerę, dawały ukojenie atopowej i podrażnionej skórze, nie tylko dzieciaków. Wiele osób z korzyścią korzystało z moich przepisów i korzysta z nich nadal, także i często dlatego, że inne kosmetyki im nie służą. Tworzyłam wówczas bardzo dużo receptur. Będąc na fali :) Efektem tego okresu jest dość spory zbiór przepisów na naturalne mazidła - które znajdziesz na Blogu. Możesz je znaleźć zebrane na tej stronie.

Moje natule receptury kosmetyków naturalnych niosły ukojenie nie tylko mojej skórze

Jestem z tych receptur dumna i przepełnia mnie szczęście, że mogłam i mogę swoją kreatywnością i wykorzystywaniem zdobywanej przez lata wiedzy, pomagać innym, dając im pożyteczne i dobre rozwiązania. Będzie mi miło jeśli i Ty postanowisz z nich skorzystać - o ile oczywiście masz taką potrzebę.

Moje pierwsze robione własnoręcznie kremy dalekie były od ideału :) Z czasem nabrałam doświadczenia i wiedzy i efekty były już znacząco lepsze :)

Kosmetyka naturalna dziś i mój "pierwszy raz" z kosmetykami naturalnymi ;)

Moja przygoda z kosmetyką naturalną zaczęła się jeszcze przed 2005 rokiem. Jak się pewnie domyślasz rynek kosmetyczny i wachlarz kosmetyków dostępnych na naszym polskim rynku, wyglądał wówczas zgoła inaczej... Składy kosmetyków tzw. naturalnych były wtedy inne.  Uwierz mi, że aby kosmetyk był powszechnie postrzegany za naturalny wystarczyło, aby posiadał w składzie jakieś ekstrakty roślinne czy pochodne składników naturalnych. Nie twierdzę, że kosmetyki wówczas dostępne na rynku były złe, okropne i szkodliwe. Po prostu były wówczas inne regulacje co do kosmetyków naturalnych niż są dzisiaj, a na rynku było i oczywiście sporo bardzo dobrych produktów z naturalnymi mniej lub bardziej składami. To wtedy poznałam się z marką Fitomed, którą cenię do dziś. A kilka lat później polubiłam markę Lavera i Sante, które do dziś tworzą dobrej jakości produkty.

Moje ówczesne poszukiwania naturalnych rozwiązań pielęgnacyjnych powodowane były pobudkami osobistymi i szukaniem recepty na własne problemy skórne. Jak dziś pamiętam momenty, gdy zamawiałam swoje pierwsze masło kakaowe i alkohol cetylowy oraz lanolinę z Niemiec! Tak, w Polsce zakup tego typu produktów w ilościach detalicznych był wtedy trudny. Jak wiesz Internet także wyglądał inaczej niż dziś :) Więc znalezienie dostawcy było sporym wyzwaniem :)

I tak zaczęły się moje pierwsze eksperymenty z naturalnymi składnikami i recepturami, robionymi własnoręcznie kremami, szminkami i zgłębianiem wiedzy o naturalnej pielęgnacji. Tak się zaczęła moja pasja do naturalnej kosmetyki, która trwa do dziś. I choć owa pasja poprzeplatana była okresami, kiedy słabła i dawała przestrzeń na inne działania, nie zrezygnowałam z tematu i dziś mając ogląd na rynek kosmetyczny, nie rzucam się na pierwszą lepszą "nowość" z manufaktury albo od koncernu. Mój ogólnożyciowy sceptycyzm, choć czasem upierdliwy, jest moją mocną stroną, także przy wyborze kosmetyków dla siebie czy sprawdzaniu rynku. Jestem wyczulona na brzmiące przesadnie pozytywnie lub zbyt ogólne hasełka marketingowe i treści nieprawdziwe, naciągane - nie ważne czy zamierzone, czy wystosowane do odbiorców przypadkowo. Czasem oczywiście sama też się pomylę, albo strzelę głupotę, jednak nie tkwię w niej i zmierzam dalej, ku faktom, naukowym.

Przez pewien okres zajęłam się dokładniejszym badaniem składów INCI kosmetyków i poznawaniem właściwości poszczególnych składników. Efektem tego jest wiele postów o mało tajemniczej nazwie Tajemnicze INCI... ;) 

Przez te lata prowadziłam trochę warsztatów i pokazów kosmetycznych i do dziś zdarza mi się zachęcać starszych i młodszych do robienia w domu kremów czy skutecznych w działaniu mazideł.

Skąd te "ule" w Natule?

Lubię malować akrylami na tkaninach...

Za Natule stoi także - że tak ujmę - jedną nogą mój Luby. Mój życiowy partner, człowiek który mnie inspiruje i czasem oczywiście troszeczkę wkurza :) Jak to w życiu. Zaraża mnie On skutecznie swoimi niektórymi pasjami. Uwielbia On biologię i zgłębia jej tajniki, opiekuje się pszczołami w swojej pasiece i edukuje innych w zakresie wiedzy o pszczołach, pszczelarstwie i biologii. 

Zarażona pasją do pszczół stworzyłam swoją kolekcję szydełkowych Natulaków o kształcie pszczoły (no dobra trochę też przypominają teletubisie i jakieś kosmiczne bobasy). Ale wiem, że wielu osobom sprawiły one ogromną radość. 

Natulaki - to moja autorska nazwa na przytulanki, które robię z naturalnych materiałów. Natulaki to nie tylko pszczoły. 

Sięgałam po lekko gryzącą wełnę (choć nie zawsze gryzącą) podhalańską - taka surowa włóczka ma w sobie to coś... Dotyk i zapach natury, mało przerobionej przez człowieka. Taka włóczka jest przędziona ręcznie. Wypełniałam maskotki owczym runem, odziewałam w szyte lub dziergane stroje, zrobione tkanin farbowanych naturalnie. Full natura :) Maskotki te to wyjątkowe przytulanki robione bez kupnych schematów - sama tworzyłam projekty podpatrując naturę i inspirując się innymi twórcami. Szyłam też naturalne misiaki malowane akrylami :)

W Natule warsztaciku rękodzieła powstawały także lalki motanki - zwane często Żadanicami. Jeśli chcesz dowiedzieć się o nich więcej i tradycji, która za nimi stoi - zapraszam na tę stronę.

Farbowałam naturalnie tkaniny i robiłam z nich też woskowane dziewiczym woskiem z ula (tzw. woskiem pasiecznym) woskoowijki. Nazwałam je Natulaczami, no bo jak inaczej miałam je nazwać :) O woskowijkach poczytasz tutaj

Zdrowe produkty pszczele do jedzenia i do pielęgnacji skóry

Jak już wspomniałam Natule to także pszczoły. Sami od lat sięgamy po pszczele dary - miód, wosk, propolis czy pierzgę. Wykorzystujemy je w kuchni - dla zdrowia, stosuję je w swoich mazidłach i polecam jako składniki receptur. Używanie tych produktów jest to dla nas tak naturalne, że przyznam, czasem łapię się na tym, że dziwię się jeszcze, ze ktoś nie miał okazji widzieć jak wygląda wosk pszczeli. Na szczęście się na "tym łapię" i zaraz przywołuję do porządku :) Jestem przyzwyczajona, że mam te pszczele dary zwykle pod ręką :) A wiem, że wiele osób nie wie, jak je stosować. Dlatego jeśli Ty należysz do tych osób poszukujących takiej wiedzy - zajrzyj do przepisów na kremy oraz do wpisów o tym jak można wosk pszczeli czy propolis wykorzystywać. 

Naturalny rozsądek?

Mając za sobą szereg doświadczeń, czasem może nawet nazbyt skrajnych, dziś staram się łączyć rozsądek z tak zwaną intuicją i szacunkiem do każdego oraz tradycją. Uważam, ze jesteśmy do siebie bardzo podobni - na pewno na poziomie biologicznym, dlatego statystyka jest ważna :) Dlatego cenię też naukę. Wiem jednak, że kształtują nas też trochę nasze doświadczenia i nie można ich bagatelizować... I w tym sensie, każdy z nas jest trochę jednak inny.

Ostatnimi czasy jestem zwolenniczką naukowego podejścia do "natury" jako takiej. Daleka jestem od samozwanczych internetowych guru i tzw. znawców tematu... Cenię dowody naukowe, a tam gdzie ich nie ma, staram się trzymać na wodzy umysł lubiący uciekać w ideologie. Bo jakoś rzeczywistość trzeba przecież sobie wytłumaczyć ;) Nauka, jaką cenię, nie jest zatwardziała i zamknięta. Taki jej obraz często ferowany jest przez piewców tak zwanego "naturalnego" podejścia do życia. Ale jest to błędne podejście. Nauka i medycyna nie przeczą naturze, a wręcz ją logicznie tłumaczą na tyle na ile jesteśmy w stanie na dziś dzień ją pojąć.  Nauka realnie pomaga i nie ma na celu szkodzić człowiekowi. Co gorsza bardziej może zaszkodzić brak wiedzy, chociażby ten związany ze stosowaniem surowców zielarskich w nieodpowiednich sytuacjach i dawkach. To nie wyklucza jednak sięgania po zalecenia wywodzące się z tradycji (czy tzw. medycyny naturalnej, przy czym nie będę się już rozwodzić nad tym, że ta akademicka jest jak najbardziej naturalna, a ta tzw. naturalna medycyną nie jest :).

Dlatego w Natule nie ma miejsca na teorie spiskowe, skrajne nieprawdziwe (niepotwierdzone nauką) treści i nawoływania do działań niesprawdzonych. Na blogu znajdziesz jeszcze treści (dość stare), które zahaczają o dietę paleo, vege, raw. Celowo ich nie kasuję albo nie edytuję, bo pokazują one drogę jaką przeszłam - a dotknęłam wielu skrajności. Dziś wielu rzeczy, które polecałam 8 lata temu, nie polecam albo uczulam, aby stosować z rozwagą.

Pytana jestem mailowo przez moich Czytelników o radę w sprawie problemów skórnych czy zdrowotnych. Sugeruję wówczas, poza sięgnięciem po naturalne rozwiązania, konsultację lekarską i jak trzeba skorzystanie z leków. Oraz wspomaganie się tzw. naturą.

Zdaje sobie sprawę, że takie podejście może być przez wielu fanów "naturalnego life stylu" negowane, czy niezrozumiane. Ja zamierzam jednak pozostać sobą w swoim świecie Natule, z którego mam szczerą nadzieję, wyłowisz coś z korzyścią dla siebie.

Natule - po prostu naturalnie - dieta i fit forma po 45 roku życia

W ciągu ostatnich lat pochłonęła mnie bardziej wiedza i sfera pomagania i wspierania w zakresie psychologii oraz dietetyki. Dlatego skończyłam studia pedagogiczne, kursy z arteterapii, wiele szkoleń trenerskich, ostatnio studia z psychodietetyki i studiuję dietetykę, szkolę się i zgłębiam wiedzę z tej dziedziny. Chcę działać także jako edukator i doradca żywieniowy i coach wspierający kobiety w okresie okołomenopauzalnym. Tak, aby uwierzyły, że mogą i wiedziały jak mogą osiągnąć zdrowie i elastyczną oraz silną sylwetkę. No bo wiesz jak jest, w zdrowym ciele - zdrowy duch i per aspera ad astra (chyba nigdy nie zapomnę tego łacińskiego morału, którego nauczyłam się podczas pierwszych lekcji z łaciny w liceum). Droga do gwiazd może być usłana różami, ale pamiętać warto, że róże mają kolce... A, że życie jest drogą, to fajnie jest być dobrze do tej drogi przygotowanym. W tym zamierzam pomagać. Może też i Tobie.

Dziękuję Ci za lekturę tego wpisu. Mam nadzieję, że trochę przybliżyłam Ci moją osobę i może udało Ci się wypić smaczną kawkę lub herbatkę. Ja pisząc ten wpis wypiłam dwie duże filiżanki herbaty Darjeeling, którą ostatnimi czasy uwielbiam i raczę się nią przy każdej możliwej okazji :)

Pozdrawiam Cię serdecznie.