Piernik dojrzewajacy staropolski - część 2
Po wielu tygodniach dojrzewania, przyszedł w końcu czas na upieczenie Staropolskiego Piernika, który dojrzewał "grzecznie" w misce.
Dla tych, którzy nie czytali postu z przepisem - zapraszam najpierw tutaj.
Zanim przystąpi się do wałkowania ciasta i pieczenia, warto je - co najmniej na kilka godzin wystawić z chłodu (piwnicy, lodówki) do pomieszczenia z temperaturą około 20 st.C. Tak by ciasto zmiękło oraz dało się swobodniej wałkować i formować.
Po wyciągnięciu z miski ciasto jest dość miękkawe, plastyczne i przepięknie pachnie :)
Mam porównianie bo piekłam w pracy z dzieciakami podobny piernik dojrzewający - ale z mąki białej pszennej, z dodatkiem sody oczyszczonej i kakaa - i ciasto, które zrobiłam w domu, sporo się jednak od tego z pracy - różni.
To "domowe" ciasto jest bardziej "kruche", bardziej aromatyczne (ilość przypraw była większa), ciemniejsze (choć nie dodawałam jak w pracy kakaa), w piekarniku słabiej rosło, jest po upieczeniu jest bardziej kruche, zwarte i mniej puszyste. Ale niezwykle aromatyczne. Bukiet smaków ciasta "domowego" moim zdaniem jest większy - co zawdzięcza ono za pewne - po pierwsze rodzajowi mąki, po drugie rodzajowi miodu (w domu dodałam gryczany, w pracy był wielokwiatowy), po trzecie ilości przypraw. Znaczenie mógł też mieć rodzaj tłuszczu (w pracy dodawaliśmy tylko masło).
Ciasto po ociepleniu było plastyczne, ale trochę się jednak rwało się przy wałkowaniu, nie jest tak ciągnące jak ciasto na pizzę :)
To pewnie kwestia zawartości glutenu w mące (w mące z płaskurki glutenu jest mniej, poza tym mąka z płaskurki była jednak pełnozistanista, co też nadaje ciastu inny smak, kolor i konsystencję).
Postanowiłam podzielic całość ciasta na 4 cześci.
Z jednej upiekłam małe pierniczki wycinane foremkami.
Z pozostalych trzech kawałków upiekłam trzy placki.
Pierniczki wykrawały się foremkami całkiem sprawnie, piekłam je jednak chyba zbyt długo - bo za bardzo się przypiekły (w moim piekarniku troche ciężko mi wyczuć dobry moment na wyciągniecie zeń małych ciasteczek).
Także warto uważać i obserwować ciastka. Ciasto w temperaturze około 175-180 st.C delikatnie się podnosiło (rosło), ale nie tak mocno jak na przykład ciasto drożdżowe czy typowe proszkowe :)
Po upieczeniu i przestudzeniu warto ciasteczka umieścić w zamykanym szczelnie pojemniku wraz ze skórką z jabłka - tak, by delikatnie zmiękły.
Moje mocno nie zmiękły niestety.
Schłodzone pierniczki postanowiłam polać polewą z roztopionej w kąpieli wodnej gorzkiej czekolady z dodatkiem pasty kokosowej (można dodać trochę masła albo olej kokosowy). Można też oczywiście zrobić paleo polewę z łojem wołowym - tutaj przepis. Ja z braku czasu poszłam troche na tzw. "łatwiznę" i roztopiłam kupne gorzkie czekolady.
Najbardziej jestem zadowolona z placków piernikowych.
Każdy placek rozwałkowałam do grubości około 1,5 cm.
Piekłam w rozgrzanym do około 175-180 st.C piekarniku (ja mam piekarnik gazowy, więc jakichś funckji typu termoobieg czy wybór grzania z góry lub dołu nie mam).
Czas pieczenia jednego placka nie przekraczał 20 minut.
Ciasto delikatnie się podnosiło podczas pieczenia - przed włożeniem do piekarnika ponakłuwałam je widelcem (tak jak robi się z ciastem kruchym).
Może nie jest to konieczny zabieg, następnym razem go pominę dla testów.
Po wyciągnieciu z piekarnika, placki wystudziłam.
Następnie przełożyłam placki śliwkowymi powidałami (mniam), które zrobiłam późnym latem. Jeden słoiczek domowych powidęł bez cukru dostałam od sąsiadki :)
Przykryłam ciasto folią, ściereczką i przycisnęłam czymś ciężkim.
Na drugi dzień polałam ciasto polewą czekoladową i znowu przykryłam folią spożywczą i odstawiłam w chłodne miejsce.
Uznałam, że ściereczka lniana albo bawełniana może być niewystarczająca by ciasto nabrało odpowiedniej miękkości, dlatego sięgnełam po folię.
Ciasto dopiero na trzeci dzień zaczęło nabierać przyjemnej dla mnie miękkości. Zaraz po upieczeniu placki były twardawe.
Krojąc ciasto po trzech dniach, uznałam, że im dłużej będzie leżeć, tym będzie coraz smaczniejsze. Nabierało smaku i aromatu, wilgoci - z czasem piernik stawał się coraz smaczniejszy.
Mam nadzieję, że poleży chociaż tydzień - a może i dwa :)
Piernik wyszedł znakomity zwarty, twardawy, ale tak bardzo aromatyczny i pyszny!
Przełożony śliwkowymi powidłami smakuje genialnie.
Zamierzam jeszcze wypróbować przepis na dojrzewający midownik (czyli ciasto na miodzie, bez przypraw piernikowych).
Ale dojrzewający piernik z tego typu mąki (orkisz, płaskurka, samopsza), na pewno bedzie gościł w moim domu i to może nie tylko od święta :)
Polecam!
Na święta upiekłam też Makowiec, na spodzie z ciasta z mąki z samopszy.
Wyszedł pyszny. Był to dośc spontaniczny akt - ale postaram się opublikować w przyszłości przepis na to dość łatwe ciasto (łatwe i szybkie - o ile dysponuje się zmielonym makiem :) ).